Strony

czwartek, 22 lipca 2010

Tzatziki czy masełko czosnkowe?

Jako, że sezon grillowy w pełni ostatni wtorkowy wieczór upłynął nam w towarzystwie kiełbasek, pieczonych udek i szaszłyków. I choć pogoda nie zapowiadała się obiecująco zdeterminowane podniebienia wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i wraz z zachodem słońca, na pobliskiej plaży, stanął przenośny grill na którym dumnie prezentowały się wszelkiego rodzaju mięsiwa.
Nie, nie będę jednak rozpisywała się o walorach smakowych grillowanej kiełbaski i chrupiącej skórce udek z kurczaka. Postanowiłam, że dzisiejszy wpis poświęcę bohaterom drugiego planu, którzy to stawiają kropkę nad "i" i dopełniają smak grillowanych potraw.
A zatem Panie i Panowie dziś w roli głównej: TZATZIKI oraz MASEŁKO CZOSNKOWE.
Pyszne dodatki ze świeżym koperkiem oraz czosnkiem, mocno aromatyczne i bardzo łatwe w przygotowaniu.

Tzatziki:



1 świerzy ogórek,
2/3 naturalnego serka homogenizowanego (philadelphia lub bieluch),
1 jogurt naturalny ( 250 ml),
1/2 pęczka świeżego koperku,
3 ząbki czosnku,
2 łyżeczki przyprawy "Tzatzkiki" (użyłam przyprawy Prymat)



Ogórka zetrzeć na tarce do warzyw o dużych oczkach, posolić, zostawić na 10 minut. Po tym czasie odcisnąć powstały sok i dodać kolejno serek, jogurt, przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku, koperek oraz sól i pieprz do smaku. Całość wymieszać i odstawić do lodówki na około 20 minut.
Dip można podawać jako dodatek do szaszłyków i smażonych udek.
Dip doskonale smakuje również następnego dnia z młodymi ziemniaczkami, gdy po grillowej uczcie mamy ochotę na lekki obiad.

Masełko czosnkowe:



2/3 kostki masła ( w temperaturze pokojowej),
4 ząbki czosnku,
1/2 pęczka świeżego koperku

Masło wymieszać z posiekanym koperkiem i przeciśniętym przez praskę czosnkiem.
Smarować kromki pieczywa tostowego i piec na grillu około 2 minuty aż masełko się rozpuści a grzanki zrumienią na złoty kolor.



A pogoda i tak postawiła na swoim i zaraz po skonsumowaniu wszystkich grillowanych smakołyków razem z deszczem wróciliśmy do domu...

wtorek, 20 lipca 2010

Pasta z cukinią i szafranem

W piątek Krzysiek wrócił z pracy z cukinią, którą uroczyście wręczył mi nie zdążywszy jeszcze zdiąć butów.
"Czy to zamiast kwiatków?" - zapytałam, myśląć, że to jakiś kolejny żart mojego męża.
"Jeden z pracowników przyniósł warzywa ze swojego ogródka i mnie w udziale przypadła cukinia".
"Nie ma kwiatków niech będzie i cukinia..." - pomyślałam. I w ten to oto sposób zostałam posiadaczką warzywa, które leżąc w kuchni przez cały weekend nie mogło doczekać się spełnienia. Aż do wczoraj, kiedy to przeglądając jedną z moich ulubionych stron o tematyce kulinarnej, znalazłam przepis, który doskonale pasował do mojej cukini.



Makaron z cukinią i szafranem:

200g krótkiego makaronu (użyłam "muszelek"),
średnia cukinia (ze skórką),
mała cebula,
szczypta nitek szafranu,
szklanka startego parmezanu,
4 łyżki oliwy,
śweży tymianek (około 15 gałązek + do dekoracji)

Szafran zalać 1/4 szklanki ciepłej wody. Makaron ugotować al dente. Na patelni podsmażyć drobno posiekaną cebulę używając do tego 2 łyżek oliwy z oliwek. Następnie dodać cukinię pokrojoną w cieniutkie talarki. Całość smażyć przez około 7 minut, aż cukinia się zarumieni, uważając aby się nie przypaliła. W razie potrzeby podlać ją niewielką ilością wody.
Nastepnie dodać szafran z wodą, pozostałe 2 łyżki oliwy, tymianek i całość zagotować.
Dodać makaron oraz starty parmezan i wszystko razem delikatnie wymieszać. Doprawić ewentualnie solą i pieprzem do smaku.
Podawać na talerzu udekorowanym gałązką tymianku.

niedziela, 18 lipca 2010

Gruszka. Imbir.

Znalazłam ostatnio swój stary zeszyt z przepisami. Kartki poplamione masłem, odciski palców z dodatkiem kakao, komentarze dopisane przez moją mamę. Gdy zaczęłam przewracać kolejne strony wspomnienia wróciły jak rzucony przed chwilą bumerang...
Pamiętam jak mama tłumaczyła mi różnice między rodzajami mięs dodawanymi do zupy, jak pokazywała mi, jak do tej samej zupy, wlewać śmietanę żeby się nie zważyła i jak uczyła sklejania pierogów żeby nie rozleciały się we wrzątku...
Zaczęłam przypominać sobie swoje pierwsze kulinarne podboje. Murzynek...który był moim ciastem popisowym w czasach liceum, leczo - na które przepis dostałam od znajomej, a którym katowałam całą rodzinę w pewne lato - kiedy to cukinia na rynku była śmiesznie tania.
Każdy przepis i każda strona w zeszycie coś znaczyła, odmierzyła jakiś okres w moim życiu. I tak czasy kiedy nie jadłam mięsa obfitują w zeszycie racuchami, kopytkami i wszystkimi możliwymi do zjedzenia potrawami mącznymi. Póżniej w przepisach dużo jest zapiekanek, serów i pikantności pod każdą postacią. Ostanie zapiski w zeszycie to w przeważającej mierze ciasta, desery i słodkości...
Zaczynając więc tam gdzie skończyłam sięgam do owych słodkości, które wzbogacam jednak ostrym smakiem imbiru, aby nie było tak zupełnie cukierkowo. Zatem ciasto gruszkowe z imbirem, które z dodatkiem brązowego cukru smakuje po prostu wyśmienicie...
Prawie tak jak wtedy gdy zachwycona jego smakiem zapisywałam przepis w moim niebieskim zeszycie...

Ciasto gruszkowo-imbirowe:





200g masła (w temperaturze pokojowej),
175g cukru brązowego (plus cukier do posypania gruszek ),
175g mąki pszennej (przesianej),
3 łyżki zmielonego imbiru,
3 jajka (roztrzepane),
450g gruszek (bez skórki i pestek - pokrojonych w cienkie plasterki)

Masło, mąkę, cukier, imbir i jajka ubić mikserem na jednolitą masę, którą następnie należy przelać do formy (o wymiarach 22cm - wcześniej wysmarowanej masłem i wysypanej mąką). Następnie wyrównać wierzch ciasta, ułożyć na nim plasterki gruszek i całość obsypać brązowym cukrem (w ilości około łyżki stołowej).
Wierz ciasta przed upieczeniem obsypać wiórkami masła i całość piec w temperaturze 180 stopni C - przez około 40 minut. Piec do momentu aż ciasto będzie się ugniatać pod dlikatnym naciskiem.

środa, 14 lipca 2010

Cantuccini czy biscotti

"Cantuccini to twarde ciasteczka z migdałami. Można zanurzać je w kawie lub winie (tak właśnie jedzą je Włosi)". Czytam ostatni numer miesięcznika "Sól i pieprz", który przyjechał do mnie aż z Polski i z ciekawością śledzę nowości kulinarne, które pojawiły się w ostatnim czasie na naszym rynku. Na zdięciu opakowanie włoskich ciasteczek - 9,50 zł za 200 gram... Ile?Kto ustala te ceny?Ale zaraz zaraz...a może by tak spróbować samemu upiec takie migdałowe biscotti?
Nie zastanawiając się dłużej znalazłam przepis i już po godzinie na talerzu pojawiły się złociste, chrupiące cantuccini, które tak jak obiecywał artykuł w gazecie wyśmienicie pasowały do popołudniowej kawki.


Składniki na 13 sztuk ciasteczek:
1 szklanka mąki pszennej,
1 jajko,
100g drobnego cukru (ja użyłam light brown),
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego,
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
100 g całych migdałów ( ja użyłam 100 g płatków migdałowych).

Jajko (całe) ubić razem z cukrem. Dodać łyżeczkę ekstraktu waniliowego oraz mąkę (wymieszaną wcześniej z proszkiem do pieczenia). Do tak powstałej masy dodać migdały ( w moim przypadku płatki migdałowe) i uformować podłużny wałeczek o długości około 20 cm. Ciasto będzie dość klejące więc wcześniej najlepiej oprószyć blaszkę do pieczenia mąką.
Piec w temperturze 175 stopni C przez 25 minut aż wałeczek będzie lekko twardawy i rumiany. Odstawić do wystygniecia po czym pokroić go na ukośne kromeczki o grubości około 1 cm, które ponownie należy włożyć do piekarnika (o temperaturze 180 stopni C) na kolejne 15 minut. W połowie pieczenia po około 8 minutach należy odwrócić kromeczki na drugą stronę.
Tak powstałe ciasteczka można przechowywać w szczelnym pojemniku przez dłuższy czas.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Avokado i lubię niedzielne poranki

Lubię niedzielne poranki.
Ten stan kiedy wiesz, że nic nie musisz i że nigdzie ci się nie spieszy. Wiesz, że nie zadzwoni telefon o 8 rano, nie właczy się alarm w komórce, z parkingu nie odjadą samochody sąsiadów, którzy w ciągu tygodnia wyjeżdżają do pracy w ustalonym porządku...
Lubię niedzielne śniadania.
Kiedy w piżamie można się krzątać po kuchni, zaparzać herbatę, przeglądać gazety, które nie doczekały się przeczytania w natłoku codziennych obowiązków. Śniadania te stały się już u nas w domu pewnego rodzaju rytuałem, który wyznacza nam bieg tygodnia. Bo choć od poniedziałku do soboty jadamy zwykle osobno - niedzielny poranek jest czasem, kiedy siadamy razem wygodnie na niezaścielonym jeszcze łóżku, i rozmawiając zajadamy coś pysznego...coś co wynagradza nam pośpiech całego tygodnia...



Sandwich z mozzarellą, avokado i jajkiem (dla 2 osób):

4 kromki chleba pełnoziarnistego,
1 dojrzałe avokado,
1 opakowanie sera mozarella (1 kulka),
2 jajka,
kilka listków świerzej bazylii,
oliwa z oliwek,
sól, pieprz.

Na kromkach chleba układamy kolejno plastry mozzarelli, avokado i jajko. Doprawiamy do smaku listkami bazylii, pieprzem i solą. Na koniec skrapiamy kilkoma kroplami oliwy.

sobota, 10 lipca 2010

Chlebek vel ciasto z bananami

- "Pogoda na nadchodzący tydzień na pewno ucieszy amatorów plażowania i kąpieli słonecznych (...) kolejne dni, tak jak poprzednie dwa tygodnie, zapowiadają się upalnie, słonecznie i bezdeszczowo..."

Ufff...już nie pamiętam kiedy ostatni raz na wyspie było tak gorąco... Idąc rano do pracy można samemu ustalić prognozę pogody - która niezmiennie od dwóch tygodni jest dla nas bardzo łaskawa. Tak więc LATO... Ludzie siędzą na skwerkach, popijają kawkę, zajadają lekkie smakołyki i snują plany na nadchodzący weekend. Są wśród nich i Ci szczęśliwcy, którzy przylecieli (lub przypłyneli na wyspę w asyście morskiej bryzy) i już w porze lunchu popijąją zmrożone koktajle, szampana lub najzwyczjne zimne piwko rozkoszując się urokami lipca. Patrząc na nich z okna mojego sklepu zaczynam czuć, że i mnie udziela się ten dziwny beztrosko-wakacyjny stan, kiedy jedyną rzeczą na jaką człwiek ma ochotę jest zimny napój i stopy zakopane w piasku...

Znajduje to odzwierciedlenie w mojej kuchni, do której wchodzę i wychodzę w tempie błyskawicznym. Wszystko co ostatnio robię zajmuje nie więcej niż piętnaście minut stania przy kuchence lub piekarniku. Dokładnie tyle czasu zajmuje przygotowanie ciasta według przepisu Liski, które jest wilgotne, pyszne i chciałoby się powedzieć wręcz doskonałe przy tym upale.



Ciasto bananowe

4 banany (najlepsze te dojrzałe, lekko czarne),
150g cukru (brązowego),
1 jajko (wcześniej rozmieszane w miseczce),
75g masła - w temperaturze pokojowej ( lekko solonego),
150g mąki (przesianej),
1 cukier vaniliowy,
1 łyżeczka sody,
szczypta soli.

Rozgniecione banany połączyć z masłem, cukrem, wanilią i jakiem. Mąkę wymieszać z solą i sodą a następnie połączyć z masą bananową i dokładnie wymieszać.
Ciasto wlać do formy (ja urzyłam formy do keksa o wymiarach 22) wcześniej wysmarowanej masłem i wysypanej mąką.
Piec w temperaturze 180 stopni prze około godzinę.




A wieczorem, kiedy słońce już zajdzie, mogę przy otwartym oknie poobserwować ludzi, którzy wracają do domów po całym dniu spędzonym na świerzym powietrzu... Niektórzy z nich, z przerażeniem spoglądają na czerwone od słońca ramiona ... inni śmieją się, całują i obejmują, a jeszcze inni wracają chwiejnym krokiem bowiem nie skończyło się tylko na jednej lampce wina w porze lunchu... A ja siedzac na parapecie, przegryzam kawałek bananowego ciasta i obserwuję tą naszą wyspę, która latem nabiera zupełnie innego charakteru...