Strony

wtorek, 7 grudnia 2010

Przedświątecznie...


Już niebawem zgodnie z Bożonarodzeniową tradycją zaczniemy wysyłać kartki świąteczne,
sms-y,wręczać sobie prezenty...
Niebawem zaczniemy prasować biały obrus, szykować najlepsze sukienki i koszule...
Każda z nas zaskoczy swoich najbliższych nową potrawą czy pierwszy raz wypróbowanym mazurkiem...
Niebawem zaśpiewamy kolędy i połamiemy się opłatkiem...
Ale to niebawem...

Ja odchodząc od tradycji już dziś, wszystkim czytelniczkom mojego bloga, składam życzenia.
Nie do końca świąteczne, trochę inne od tych, które przyjdą wraz z kartką od kogoś bliskiego...

***
Życzę Wam kochane, aby ten okres przygotowań upłynął Wam w radosnej atmosferze podekscytowania,
aby kolejne potrawy i wypieki przyprawiały Was o uśmiech i satysfakcję,
aby w całym tym zamieszaniu, nie zabrakło Wam chwil z bliskimi,
wieczornych rozmów w kuchni, grzanego wina, i odprężenia...
A najlepszym bożonarodzeniowym prezentem
niech będzie podziw Waszych Najbliższych na widok potraw,
które już niebawem zagoszczą w Waszych postach i na stołach!




Święta tuż tuż!

piątek, 3 grudnia 2010

Miodowy chleb z rodzynkami

Ten przepis dedykuję wszystkim tym, którzy licząc kalorie i dbajc o linię, odmawiają sobie słodkich rarytasów.
Chlebek ten jest lekki, puszysty i wyśmienity w smaku (szczególnie gdy jest jeszcze ciepły).
Bazując głównie na naturalnym jogurcie staje się wyśmienitą alternatywą dla ciast drożdżowych, crossantów czy słodkich bułeczek.
Można go pałaszować na śniadanie, z dodatkiem masła lub dżemu, bez wyrzutów sumienia, że jeszcze przed nadejściem świąt ulubione dżinsy zaczną uwierać w pasie ;).




Składniki:
300g mąki pszennej,
1
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej,
1/2 łyżeczki soli (ja użyłam morskiej),
300ml jogurtu naturalnego,
2 białka,
60g rodzynek,
2 łyżki miodu.

W misce wymieszać mąkę (wcześniej przesianą), proszek do pieczenia, sodę i sól
Ubić białka jajek na sztywną pianę i stopniowo dodawać jogurt.
Tak powstałą masę jogurtową połączyć z sypkimi składnikami chleba.
Następnie dodać rodzynki oraz miód i wszystko delikatnie wymieszać drewnianą łyżką.

Powstałe ciasto chlebowe przełożyć do formy keksowej (wcześniej wysmarowanej masłem) i piec w temperaturze 22o stopni C przez 20 minut - do momentu aż chlebek uzyska smakowity złoty kolor.

Najlepiej smakuje jeszcze ciepły!


czwartek, 2 grudnia 2010

Thai squash & coriander soup

Zimno...
Zamknięte szkoły, lotnisko...
Autobusy stoją w miejcu przysypane śniegiem...
Zima sparaliżowała wszystko dookoła...
Ludzie mijają się kolorami szalików i płatkami śniegu plątającymi się we włosach...

Wkraczam w grudzień ciepłymi butami z kożuchem, skarpetami do kolan i ochotą na ostrą tajską kuchnię, która w tym wszechobecnym krajobrazie zimy, staje się namiastką ciepłej egzotyki...


Składniki:
1 cebula,
1 łyżka oliwy z olivek,
3 łyżeczki czerwonej pasty curry,
2 ząbki czosnku,
świerzy korzeń imbiru (około 2,5 cm),
1 butternut squash (dynia piżmowa; ok 750 g po obraniu i usunięciu nasion),
400ml mleka kokosowego (pełnotłustego),
750ml bulionu warzywnego,
2 łyżeczki sosu rybnego,
kolendra (pęczek).

Cebulę pokroić w drobną kostkę i poddusić na łyżce oliwy z olivek, aż będzie miękka. Po ok 5 minutach dodać 3 łyżki pasty curry, czosnek , starty imbir i podsmażyć wszystko przez następną minutkę.
Następnie dodać dynię pokrojoną w kawałki, mleko kokosowe, bulion i sos rybny. Doprawić do smaku świerzo zmielonym pieprzem (nie dodając soli - należy pamiętać, że sos rybny jest wystarczająco słony).

Gotować zupę na małym ogniu przez ok 45 minut ( aż dynia będzie miękka), mieszając od czasu do czasu.

Po tym czasie odstawić zupę do przestygnięcia, następnie dodać posiekaną kolendrę i całość miksować za pomocą blendera do momentu, aż zupa uzyska konsystencję kremu.

Tak przygotowany krem, o bardzo charakterystycznym tajskim smaku, podgrzać i podawać w małych miseczkach, udekorowany listkiem kolendry.




W za wcześnie po nocy przychodzących porankach do pracy i w przeszywających chłodem wieczorach, gdy z niej wracam towarzyszą mi dźwięki i słowa...

"...W otwarte okno wskoczę nad ranem
Tuż obok się położę nim wstaniesz
Duszy stałość skradnę całą
Ty dostaniesz do łóżka podane
Nowe życie na śniadanie
Pozwól że Cię nim nakarmię
Szczęściem nie bój się nakruszyć
Wypełnijmy nim poduszki
W otwarte okno wpszczę promienie
Niech wreszcie nas do końca ogrzeją
Wśród owoców otwórz oczy
Już się śmiejesz..."

czwartek, 25 listopada 2010

Sweet potato & chicken curry

Gdy temperatura spada do zera,
gdy za oknem mokro i ciemno,
gdy rękawiczki i szalik stają się nieodłącznym elementem każdego dnia,
nic nie smakuje lepiej niż miska czegoś rozgrzewającego...

Nic nie smakuje lepiej niż ostre curry, które działa jak leczniczy balsam na zmarzniętą duszę.

Nie mieszkam na wyspie zbyt długo. 3 lata to niewiele by z nostalgią wspominać zimy, które zaskakiwały niskimi temperaturami. Nie jestem w stanie określić czy śnieg pod koniec listopada jest czymś zdumiewającym. Mogę to tylko wywniskować patrząc na miny lokalnych ludzi, którzy ogrzewając się ciepłą zupą w porze lunchu, opowiadają że tak wczesne opady śniegu nawiedziły wyspę po raz ostatni 17 lat temu.

Pamiętam za to polski śnieg padający już początkiem listopada i to jak namawiałam młodszą siostrę żeby przyłożyła język do rurki trzepaka, gdy temperatura na termometrze wskazywała dużo poniżej zera ;)

Dziś żadna z nas nie myśli nawet o takich wariactwach i żadna nie czeka na śnieg 1 listopada. Chętnie za to siadamy w ciepłym pokoju przy lampce czerwonego winka, patrzymy jak zimno ogarnia ulice Jersey i zajadamy rozgrzewające curry, które w późno-listopadowy wieczór smakuje wyjatkowo dobrze.



Składniki:
500 g słodkich ziemniaków,
500g piersi z kurczaka,
1 duża czerwona cebula,
3 duże pomidory,
150g młodego szpinaku,
1 puszka mleczka kokosowego (400ml),
3 łyżki zielonej pasty curry,
1 łyżka oliwy z olivek.

Ziemniaki obrać, pokroić w dość dużą kostkę i podgotować w osolonej wodzie przez około 5-7 minut. Po tym czasie należy je odcedzić i odstawić do wystygnięcia.

Na patelni rozgrzać oliwę, dodać kawałki kurczaka oraz cebulkę i podsmażyć wszystko na złoty kolor.
Następnie dodać pastę curry i podsmażać jeszcze przez minutę.
Dodać pomidory pokrojone w kostkę i całoś podsmażać kolejną minutę.
Dodać puszkę mleka kokosowego, wszystko dokładnie wymieszać, podgotować przez 5 minut i dodać młode listki szpinaku.
Gdy szpinak zmięknie (po około 3 minutkach) wrzucić kawałki słodkich ziemniaków i całość mocno podgrzać.




Podawać z ryżem.

wtorek, 23 listopada 2010

Debiut tarty

Tak jak już kiedyś pisałam wtorki są dla mnie dniem wolnym od pracy, nie muszę się nigdzie spieszyć, planować, ustalać co, gdzie i o której godzinie. To czas kiedy mogę poeksperymentować z nowymi przepisami i smakami, na które często brakuje mi czasu w pośpiechu tygodnia.
W ostatnim tygodniu wybór padł na Tartę.
Okazją do tego stała się kupiona na pchlim targu książka The complete book of baking, w której autorka prezentuje wspaniale zilustrowane przepisy na chleby, ciasta, cisteczka i tarty właśnie, które to szczególnie skupiły moją uwagę. Każdy rozdział poprzedzony został instrukcją jak postępować aby przy minimalnym ryzyku niepowodzenia uzyskać maksimum satysfakcji z określonego rodzaju wypieku.
Spędziłam przy książce dwa wieczory analizując cenne uwagi i mentalnie przygotowując się do owej tarty:) I wtedy właśnie wpadł mi w oko post Misi, który utwierdził mnie że właśnie ten a nie żaden inny przepis powinien zagościć w mojej kuchni we wtorkowe popołudnie.
Zaopatrzona w nową formę, ceramiczne fasolki i rady doświadczonych wypiekaczek tart przystąpiłam do dzieła:)

Tarta z nadzieniem z ricotty i brzoskwiniami:
/Cytuję za Misią



Cisto kruche:
300g mąki,
150g masła,
50g cukru pudru,
2 żółtka,
szczypta soli.

Przesianą mąkę wymieszać z cukrem pudrem i solą. Dodać posiekane masło i całość wyrabiać rozcierając ciasto w palcach lub siekając je nożem, aż do momentu uzyskania konsystencji kruszonki. Następnie dodać żółtka i szybko zagnieść ciasto formując z niego kulę (należy przy tym pamiętać aby nie zagniatać ciasta zbyt długo bo spowoduje to, że po upieczeniu zamiast kruche będzie ono gumowate). Tak powstała kulę należy spłaszczyć do postaci grubego placka, który po zawinięciu folią należy wsadzić do lodówki na 30 minut.

Po upływie 30 minut ciasto wyjąć z lodówki, rozwałkować je (pomiędzy dwoma arkuszami papieru do pieczenia) i przełożyć do formy wcześniej wysmarowanej masłem - pamiętając aby ciasto było na tyle duże aby można było wylepić nim brzegi. Całość odstawić na kolejne 30 minut do lodówki.

Po tym czasie ciasto wstawić do piekarnika (200 stopni C lub 180 stopni C - jeśli jest z termoobiegiem) i podpiec je 12 minut z fasolkami ceramicznymi i kolejne 7 minut bez fasolek.
Tak przygotowany spód wyciągnąć i zostawić do przestygnięcia, w tym samym czasie zmniejszając temperaturę piekarnika do 180 stopni C (lub 160 stopni C - jeśli z termoobiegiem).

Nadzienie:
250g ricotty,
80g cukru pudru,
1 łyżeczka soku z cytryny,
1 łyżeczka cukru vaniliowego,
2 jaja,
skórka z 1/2 cytryny.

Dodatkowo puszka brzoskwiń w syropie.

Wszystkie składniki nadzienia wymieszać.

Na podpieczonym spodzie ułożyć cząstki brzoskwiń i całość zalać masą z ricotty i jajek. Piec w nagrzanym wcześniej piekarniku przez około 50 minut - do momentu aż nadzienie nabierze złotego koloru.

Całość opruszyć cukrem pudrem.

"...Tarty należą do najbardziej znanych potraw francuskiej kuchni. Popularne na całym świecie, doczekały się swoich lokalnych odmian nie tylko we Francji, ale także w innych krajach".
Teraz doczekały się także debiutu w mojej kuchni i już dziś wiem, że nie był to występ jednorazowy;)

piątek, 12 listopada 2010

Vanilla cupcakes

Deszcz uderzający miarowo o parapet,
Mokra ulica odbijająca blask latarni,
Szary lakier na paznokciach,
który zlewa się z kolorem nieba za wcześnie chylącym się ku nocy,
Szum fal mieszający się z chłodem wiatru,
Zapach domowego zacisza po męczącym dniu,
Pocałunek w środku nocy, gdy zimno pokoju jest silniejsze niż sen,
Vaniliowy aromat jesieni gdy rankiem ogrzewam ręce ciepłą filiżanką herbaty...



Sładniki (na 12 sztuk):

150g masła (lekko solonego) o temperaturze pokojowej,
150g brązowego cukru,
175g mąki pszennej,
3 jaja,
1 łyżeczka aromatu vaniliowego,
garść suszonej żurawiny.

Składniki połączyć w misce i miksować przez około 2 minuty aż do uzyskania kremowej konsystencji. Dodać garść suszonej żurawiny i delikatnie wymieszać całość drewnianą łyżką.
Tak powstałą masę przekładać do silikonowych papilotek lub formy do cupcakes'ów.

Piec w temperatrze 180 stopni C przez około 20 minut - do momentu aż wierzch cupcakes'ów będzie rumiany i sprężysty.

środa, 1 września 2010

White Truffle Cake i wszelkie smutki...

- Co robisz gdy jest Ci smutno i źle?
-"Ide spać i przesypiam cały dzień i żal".
- A Ty?
- "Ja biorę gorącą kąpiel i popijam czarne myśli czerwonym winem".
- Hmm...
- "Ej, co z Tobą?"
- Nie wiem...tak mi jakoś...nijak...smutno choć powinnam się cieszyć... i źle choć wszystko skończyło się dobrze... Chyba zawsze tak jest gdy zawodzą ludzie, którym się ufało ... albo chciało ufać...i wierzyć, że będą przy Tobie i twoich najbliższych, choć by inni staneli naprzeciw...

Więc ja na mój smutek i żal upiekę...
Niemożliwie słodkie ciasto, które jest dla mnie "gorącą kąpielą i winem" i "snem", po którym może być tylko lepiej...
Piekę dla tych, którzy są dla mnie najważniejsi, którzy są i będą...
I dla tej szczególnej Osoby, która jest daleko i nie może tego ciasta skosztować. Dla Niej też piszę słowa...

"Nie ma lepszej przyjaciółki od mamy, ani lepszej mamy od Ciebie".



Składniki:

Spód:
50g białej czekolady,
2 jaja,
50g cukru (użyłam cukru brązowego),
70g mąki pszennej.

Mus:

300 ml bardzo gęstej śmietany (użyłam double cream),
350g białej czekolady (połamanej na kawałki),
250g sera mascarpone.

Dekoracja:

własna inwencja twórcza:)

Do przygotowania spodu rozpuścić 50g białej czekolady (najlepiej w kąpieli wodnej, aby czekolada nie przywarła do dna miski). Za pomocą miksera wymieszać jaja z cukrem, do których następnie należy dodać stopniowo mąkę (wcześniej przesianą), cały czas mieszając drewinianą łyżką. Na samym końcu wszystko połączyć z przestudzoną czekoladą.
Całość przełożyć delikatnie do 20-centymetrowej, okrągłej formy (wcześniej wysmarowanej masłem i opruszonej mąką).
Piec w temperaturze 180 stopni C przez około 25 minut, aż spód będzie rumiany i sprężysty.

Zostawić do całkowitego wystygnięcia.



W celu przygotowania musu wlać śmietanę do małego rondelka i doprowadzić ją do zagotowania ciągle mieszając i uważając, aby się nie przypaliła. Chwilkę poczekać, aby przestygła, i dodać kostki białej czekolady, które pod wpływem temperatury powinny się w śmietanie rozpuścić (jeśli nie, należy całość troszkę podgrzać w celu uzyskania jednolitej masy). Gdy masa przestygnie dodać ser mascarpone i wymieszać wszystko tworząc tym samym delikatny mus.
Powstały mus wylać na spód ciasta i zostawić w lodówce do zastygnięcia (czekolada jest bowiem głównym składnikiem wiążącym całość).



Ciasto jest dość słodkie, więc doskonale smakuje w asyście mocnej kawy.

wtorek, 31 sierpnia 2010

Pierożki ze szpinakiem i ricottą

Wtorek to dla mnie ten dzień tygodnia, kiedy próbuję wznieść się na wyżyny moich kulinarnych możliwości, i wyczarować coś co spowoduje błysk zaskoczenia w Jego oku... Jako, że jest to mój dzień wolny od pracy od rana mam czas na przewertowanie pism kulinarnych i przeglądnięcie stron internetowych, aby koło południa wybrać się do sklepu z listą produktów potrzebnych do przygotowania potrawy...
Dziś poprzeczka stanęła na wysokości "Pierożków z farszem serowo - szpinakowym". Przyznam szczerze, że receptura na ciasto w pierwotnej wersji wyglądała zupełnie inaczej, ale po dwóch porcjach wyrzuconych do kosza zdecydowałam się na swój stary sprawdzony przepis, który wykorzystywałam już na blogu.
Pierożki świetnie sprawdzają się w ciepłe dni, a ich delikatnie nadzienie serowe, z lekką nutką gałki muszkatołowej i szpinaku, doskonale współgra ze smakiem świerzo stopionego masła.




Składniki:

Farsz:

4oog szpinaku (użyłam świerzych liści baby spinach),
250g sera ricotta,
2 jaja,
85g startego parmezanu,
szczypta gałki muszkatołowej,
sól, pieprz.

Ciasto:

2,5 szklanki mąki pszennej,
łyżka oleju słonecznikowego,
1 szklanka gorącej wody,
szczypta soli.

Do miski wsypać mąkę, sól, dodać łyżkę oleju. Następnie jedną ręką powoli wlewać wodę, a drugą mieszać ciasto, żeby składniki dokładnie się połączyły. Zagniecione ciasto uformować w kulkę i zostawić na chwilę w ciepłym miejscu.

Umyte listki szpinaku wsadzić do garnka i gotować w niewielkiej ilości wody aż zwiędną. Następnie listki dobrze odcedzić z wody, drobniutko posiekać i wymieszać z ricottą uprzednio rozgnieciąną w misce. Dodać jajka, parmezan, gałkę muszkatołową i całość doprawić solą i pieprzem do smaku.

Tak powstały farsz nakładać drobnymi porcjami (wielkości orzecha włoskiego) na rozwałkowane ciasto, wycinać kółeczka (bądź tak jak w moim przypadku - kwadraciki) i lepić pierożki.




Ser ricotta = f 1,20
Mąka pszenna = f 0,90
Baby spinach = f 1,35
Zaskoczenie Krzyśka = bezcenne :)))

czwartek, 22 lipca 2010

Tzatziki czy masełko czosnkowe?

Jako, że sezon grillowy w pełni ostatni wtorkowy wieczór upłynął nam w towarzystwie kiełbasek, pieczonych udek i szaszłyków. I choć pogoda nie zapowiadała się obiecująco zdeterminowane podniebienia wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i wraz z zachodem słońca, na pobliskiej plaży, stanął przenośny grill na którym dumnie prezentowały się wszelkiego rodzaju mięsiwa.
Nie, nie będę jednak rozpisywała się o walorach smakowych grillowanej kiełbaski i chrupiącej skórce udek z kurczaka. Postanowiłam, że dzisiejszy wpis poświęcę bohaterom drugiego planu, którzy to stawiają kropkę nad "i" i dopełniają smak grillowanych potraw.
A zatem Panie i Panowie dziś w roli głównej: TZATZIKI oraz MASEŁKO CZOSNKOWE.
Pyszne dodatki ze świeżym koperkiem oraz czosnkiem, mocno aromatyczne i bardzo łatwe w przygotowaniu.

Tzatziki:



1 świerzy ogórek,
2/3 naturalnego serka homogenizowanego (philadelphia lub bieluch),
1 jogurt naturalny ( 250 ml),
1/2 pęczka świeżego koperku,
3 ząbki czosnku,
2 łyżeczki przyprawy "Tzatzkiki" (użyłam przyprawy Prymat)



Ogórka zetrzeć na tarce do warzyw o dużych oczkach, posolić, zostawić na 10 minut. Po tym czasie odcisnąć powstały sok i dodać kolejno serek, jogurt, przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku, koperek oraz sól i pieprz do smaku. Całość wymieszać i odstawić do lodówki na około 20 minut.
Dip można podawać jako dodatek do szaszłyków i smażonych udek.
Dip doskonale smakuje również następnego dnia z młodymi ziemniaczkami, gdy po grillowej uczcie mamy ochotę na lekki obiad.

Masełko czosnkowe:



2/3 kostki masła ( w temperaturze pokojowej),
4 ząbki czosnku,
1/2 pęczka świeżego koperku

Masło wymieszać z posiekanym koperkiem i przeciśniętym przez praskę czosnkiem.
Smarować kromki pieczywa tostowego i piec na grillu około 2 minuty aż masełko się rozpuści a grzanki zrumienią na złoty kolor.



A pogoda i tak postawiła na swoim i zaraz po skonsumowaniu wszystkich grillowanych smakołyków razem z deszczem wróciliśmy do domu...

wtorek, 20 lipca 2010

Pasta z cukinią i szafranem

W piątek Krzysiek wrócił z pracy z cukinią, którą uroczyście wręczył mi nie zdążywszy jeszcze zdiąć butów.
"Czy to zamiast kwiatków?" - zapytałam, myśląć, że to jakiś kolejny żart mojego męża.
"Jeden z pracowników przyniósł warzywa ze swojego ogródka i mnie w udziale przypadła cukinia".
"Nie ma kwiatków niech będzie i cukinia..." - pomyślałam. I w ten to oto sposób zostałam posiadaczką warzywa, które leżąc w kuchni przez cały weekend nie mogło doczekać się spełnienia. Aż do wczoraj, kiedy to przeglądając jedną z moich ulubionych stron o tematyce kulinarnej, znalazłam przepis, który doskonale pasował do mojej cukini.



Makaron z cukinią i szafranem:

200g krótkiego makaronu (użyłam "muszelek"),
średnia cukinia (ze skórką),
mała cebula,
szczypta nitek szafranu,
szklanka startego parmezanu,
4 łyżki oliwy,
śweży tymianek (około 15 gałązek + do dekoracji)

Szafran zalać 1/4 szklanki ciepłej wody. Makaron ugotować al dente. Na patelni podsmażyć drobno posiekaną cebulę używając do tego 2 łyżek oliwy z oliwek. Następnie dodać cukinię pokrojoną w cieniutkie talarki. Całość smażyć przez około 7 minut, aż cukinia się zarumieni, uważając aby się nie przypaliła. W razie potrzeby podlać ją niewielką ilością wody.
Nastepnie dodać szafran z wodą, pozostałe 2 łyżki oliwy, tymianek i całość zagotować.
Dodać makaron oraz starty parmezan i wszystko razem delikatnie wymieszać. Doprawić ewentualnie solą i pieprzem do smaku.
Podawać na talerzu udekorowanym gałązką tymianku.

niedziela, 18 lipca 2010

Gruszka. Imbir.

Znalazłam ostatnio swój stary zeszyt z przepisami. Kartki poplamione masłem, odciski palców z dodatkiem kakao, komentarze dopisane przez moją mamę. Gdy zaczęłam przewracać kolejne strony wspomnienia wróciły jak rzucony przed chwilą bumerang...
Pamiętam jak mama tłumaczyła mi różnice między rodzajami mięs dodawanymi do zupy, jak pokazywała mi, jak do tej samej zupy, wlewać śmietanę żeby się nie zważyła i jak uczyła sklejania pierogów żeby nie rozleciały się we wrzątku...
Zaczęłam przypominać sobie swoje pierwsze kulinarne podboje. Murzynek...który był moim ciastem popisowym w czasach liceum, leczo - na które przepis dostałam od znajomej, a którym katowałam całą rodzinę w pewne lato - kiedy to cukinia na rynku była śmiesznie tania.
Każdy przepis i każda strona w zeszycie coś znaczyła, odmierzyła jakiś okres w moim życiu. I tak czasy kiedy nie jadłam mięsa obfitują w zeszycie racuchami, kopytkami i wszystkimi możliwymi do zjedzenia potrawami mącznymi. Póżniej w przepisach dużo jest zapiekanek, serów i pikantności pod każdą postacią. Ostanie zapiski w zeszycie to w przeważającej mierze ciasta, desery i słodkości...
Zaczynając więc tam gdzie skończyłam sięgam do owych słodkości, które wzbogacam jednak ostrym smakiem imbiru, aby nie było tak zupełnie cukierkowo. Zatem ciasto gruszkowe z imbirem, które z dodatkiem brązowego cukru smakuje po prostu wyśmienicie...
Prawie tak jak wtedy gdy zachwycona jego smakiem zapisywałam przepis w moim niebieskim zeszycie...

Ciasto gruszkowo-imbirowe:





200g masła (w temperaturze pokojowej),
175g cukru brązowego (plus cukier do posypania gruszek ),
175g mąki pszennej (przesianej),
3 łyżki zmielonego imbiru,
3 jajka (roztrzepane),
450g gruszek (bez skórki i pestek - pokrojonych w cienkie plasterki)

Masło, mąkę, cukier, imbir i jajka ubić mikserem na jednolitą masę, którą następnie należy przelać do formy (o wymiarach 22cm - wcześniej wysmarowanej masłem i wysypanej mąką). Następnie wyrównać wierzch ciasta, ułożyć na nim plasterki gruszek i całość obsypać brązowym cukrem (w ilości około łyżki stołowej).
Wierz ciasta przed upieczeniem obsypać wiórkami masła i całość piec w temperaturze 180 stopni C - przez około 40 minut. Piec do momentu aż ciasto będzie się ugniatać pod dlikatnym naciskiem.

środa, 14 lipca 2010

Cantuccini czy biscotti

"Cantuccini to twarde ciasteczka z migdałami. Można zanurzać je w kawie lub winie (tak właśnie jedzą je Włosi)". Czytam ostatni numer miesięcznika "Sól i pieprz", który przyjechał do mnie aż z Polski i z ciekawością śledzę nowości kulinarne, które pojawiły się w ostatnim czasie na naszym rynku. Na zdięciu opakowanie włoskich ciasteczek - 9,50 zł za 200 gram... Ile?Kto ustala te ceny?Ale zaraz zaraz...a może by tak spróbować samemu upiec takie migdałowe biscotti?
Nie zastanawiając się dłużej znalazłam przepis i już po godzinie na talerzu pojawiły się złociste, chrupiące cantuccini, które tak jak obiecywał artykuł w gazecie wyśmienicie pasowały do popołudniowej kawki.


Składniki na 13 sztuk ciasteczek:
1 szklanka mąki pszennej,
1 jajko,
100g drobnego cukru (ja użyłam light brown),
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego,
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
100 g całych migdałów ( ja użyłam 100 g płatków migdałowych).

Jajko (całe) ubić razem z cukrem. Dodać łyżeczkę ekstraktu waniliowego oraz mąkę (wymieszaną wcześniej z proszkiem do pieczenia). Do tak powstałej masy dodać migdały ( w moim przypadku płatki migdałowe) i uformować podłużny wałeczek o długości około 20 cm. Ciasto będzie dość klejące więc wcześniej najlepiej oprószyć blaszkę do pieczenia mąką.
Piec w temperturze 175 stopni C przez 25 minut aż wałeczek będzie lekko twardawy i rumiany. Odstawić do wystygniecia po czym pokroić go na ukośne kromeczki o grubości około 1 cm, które ponownie należy włożyć do piekarnika (o temperaturze 180 stopni C) na kolejne 15 minut. W połowie pieczenia po około 8 minutach należy odwrócić kromeczki na drugą stronę.
Tak powstałe ciasteczka można przechowywać w szczelnym pojemniku przez dłuższy czas.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Avokado i lubię niedzielne poranki

Lubię niedzielne poranki.
Ten stan kiedy wiesz, że nic nie musisz i że nigdzie ci się nie spieszy. Wiesz, że nie zadzwoni telefon o 8 rano, nie właczy się alarm w komórce, z parkingu nie odjadą samochody sąsiadów, którzy w ciągu tygodnia wyjeżdżają do pracy w ustalonym porządku...
Lubię niedzielne śniadania.
Kiedy w piżamie można się krzątać po kuchni, zaparzać herbatę, przeglądać gazety, które nie doczekały się przeczytania w natłoku codziennych obowiązków. Śniadania te stały się już u nas w domu pewnego rodzaju rytuałem, który wyznacza nam bieg tygodnia. Bo choć od poniedziałku do soboty jadamy zwykle osobno - niedzielny poranek jest czasem, kiedy siadamy razem wygodnie na niezaścielonym jeszcze łóżku, i rozmawiając zajadamy coś pysznego...coś co wynagradza nam pośpiech całego tygodnia...



Sandwich z mozzarellą, avokado i jajkiem (dla 2 osób):

4 kromki chleba pełnoziarnistego,
1 dojrzałe avokado,
1 opakowanie sera mozarella (1 kulka),
2 jajka,
kilka listków świerzej bazylii,
oliwa z oliwek,
sól, pieprz.

Na kromkach chleba układamy kolejno plastry mozzarelli, avokado i jajko. Doprawiamy do smaku listkami bazylii, pieprzem i solą. Na koniec skrapiamy kilkoma kroplami oliwy.

sobota, 10 lipca 2010

Chlebek vel ciasto z bananami

- "Pogoda na nadchodzący tydzień na pewno ucieszy amatorów plażowania i kąpieli słonecznych (...) kolejne dni, tak jak poprzednie dwa tygodnie, zapowiadają się upalnie, słonecznie i bezdeszczowo..."

Ufff...już nie pamiętam kiedy ostatni raz na wyspie było tak gorąco... Idąc rano do pracy można samemu ustalić prognozę pogody - która niezmiennie od dwóch tygodni jest dla nas bardzo łaskawa. Tak więc LATO... Ludzie siędzą na skwerkach, popijają kawkę, zajadają lekkie smakołyki i snują plany na nadchodzący weekend. Są wśród nich i Ci szczęśliwcy, którzy przylecieli (lub przypłyneli na wyspę w asyście morskiej bryzy) i już w porze lunchu popijąją zmrożone koktajle, szampana lub najzwyczjne zimne piwko rozkoszując się urokami lipca. Patrząc na nich z okna mojego sklepu zaczynam czuć, że i mnie udziela się ten dziwny beztrosko-wakacyjny stan, kiedy jedyną rzeczą na jaką człwiek ma ochotę jest zimny napój i stopy zakopane w piasku...

Znajduje to odzwierciedlenie w mojej kuchni, do której wchodzę i wychodzę w tempie błyskawicznym. Wszystko co ostatnio robię zajmuje nie więcej niż piętnaście minut stania przy kuchence lub piekarniku. Dokładnie tyle czasu zajmuje przygotowanie ciasta według przepisu Liski, które jest wilgotne, pyszne i chciałoby się powedzieć wręcz doskonałe przy tym upale.



Ciasto bananowe

4 banany (najlepsze te dojrzałe, lekko czarne),
150g cukru (brązowego),
1 jajko (wcześniej rozmieszane w miseczce),
75g masła - w temperaturze pokojowej ( lekko solonego),
150g mąki (przesianej),
1 cukier vaniliowy,
1 łyżeczka sody,
szczypta soli.

Rozgniecione banany połączyć z masłem, cukrem, wanilią i jakiem. Mąkę wymieszać z solą i sodą a następnie połączyć z masą bananową i dokładnie wymieszać.
Ciasto wlać do formy (ja urzyłam formy do keksa o wymiarach 22) wcześniej wysmarowanej masłem i wysypanej mąką.
Piec w temperaturze 180 stopni prze około godzinę.




A wieczorem, kiedy słońce już zajdzie, mogę przy otwartym oknie poobserwować ludzi, którzy wracają do domów po całym dniu spędzonym na świerzym powietrzu... Niektórzy z nich, z przerażeniem spoglądają na czerwone od słońca ramiona ... inni śmieją się, całują i obejmują, a jeszcze inni wracają chwiejnym krokiem bowiem nie skończyło się tylko na jednej lampce wina w porze lunchu... A ja siedzac na parapecie, przegryzam kawałek bananowego ciasta i obserwuję tą naszą wyspę, która latem nabiera zupełnie innego charakteru...

środa, 30 czerwca 2010

Drożdżowe z malinami




Lubię słuchać rodzinnych opowieści, anekdot i wspomnień z dzieciństwa. Wszystkie bajki zaczynające się od "A w domu pachniało ciepłym drożdżowym ciastem..." od zawsze budziły we mnie poczucie bezpieczeństwa. W moim rodzinnym domu ciasto drożdżowe nie było popularnym bywalcem stołu - niemniej jednak zawsze niecierpliwie czekałam aż mama wyciągnie z piekarnika sernik, jabłecznik z masą budyniową czy czeski placek. Ciasto drożdżowe było jednak dla mnie tym czymś szczególnym, czymś co łączy ludzi przy wspólnym śniadaniu czy podwieczorku. To właśnie z jego zapachem utożsamiałam sobie prawdziwie rodzinną atmosferę i tą magię która w jakiś szczególny sposób łaczy ludzi, którzy czekając aż placek wystygnie, oddają się rozmowie w zaciszu kuchni...
Długo zbierałam się do upieczenia własnego ciasta drożdżowego, chciałam uchwycić w nim wszystko to co budziło mój zachwyt gdy byłam małą dziewczynką. Przepis idealny znalazłam tutaj. Starannie wyrabiałam drożdże, czekałam aż ciasto wyrośnie i niemal z namaszczeniem przekładałam je do formy. Gdy po kuchni zaczął roznościć się zapach, o którym tyle napisano i który jest dla tylu wspomnieniem dzieciństwa, cieszyłam się jak dziecko z nosem przyklejonym do szyby piekarnika. Ciasto wyszło pulchne, rumiane i przesiąknięte z wierzchu malinami, które jeszcze przed paroma godzinami dumnie zalegały na straganowej półce. I teraz już wiem, że to nie tylko opowieśc,i ale prawdziwa magia , która teraz także mojemu domowi - za pomocą ciasta drożdżowego, nadała tego wieczoru szczególny, niepowtarzalny charakter. I nawet sny tej nocy pachniały jakoś inaczej...





Ciasto drożdżowe z malinami:

7g drożdży instant,
350g mąki pszennej,
50g cukru,
łyżeczka esensji vaniliowej,
30g oleju słonecznikowego,
130ml wody,
1/2 łyżeczki soli,
1 jajko
.

Drożdże wymieszać z jedną łyżeczką cukru i 3 łyżkami wody. Odstawić do wyrośnięcia na ok 15 minut.
Powstały zaczyn wymieszać z pozostałymi składnikami, na końcu powoli dodając mąkę. Wszystkie składniki wymieszać starannie mikserem.
Tak powstałe ciasto odstawić (pod przykryciem) na około 1 godzinę, aby zwiększyło swoją objętość.
Następnie przelać ciasto do formy o średnicy 26 cm (wcześniej wysmarowanej tłuszczem i bułką tartą). Na wierzchu ułożyć owoce (ich rodzaj według własnego uznania) po czym odstawić ciasto jeszcze na chwilkę aby wyrosło.
Piec ok 40-60 min w temperaturze 180 stopni.













poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Vaniliowe babeczki z kawałkami wiśnii

Święta, święta i po świętach:) Pieczone schaby zjedzone co do ostatniego kawałeczka, po chrzanie z jajkiem zostało już tylko miłe wspomnienie a patera na ciasta jeszcze pachnie keksem i mazurkiem. Wskazówka wagi pokazuje kilka (kilo?...nie... nie przesadzajmy:) gramów więce. Fakt ten nie przeszkadza mi jednak w skonsumowaniu vaniliowej babeczki z wiśnią, która jako jedna z nielicznych wypieków wielkanocnych, zachowała się w moim domu:)







Składniki ( porcja na 12 sztuk):

150 g masła (niesolonego/w temperaturze pokojowej),
150 g cukru ( drobnoziarnistego),
175 g mąki (przesianej),
3 jajka,
ekstrakt vaniliowy (1 łyżeczka),
kawałki wiśni (odsączone z zalewy).

Wszystkie składniki połączyć razem i mieszać mikserem przez około 2 minuty ( do uzyskania gładkiej i jednolitej konsystencji). Dodać kawałki wiśni i rozprowadzić je dokładnie w powstałej masie.

12 otworów w brytfance muffinowej wyłożyć papierowymi papilotkami, i wypełnić je masą z kawałkami wiśni ( 2/3 objętości papilotki). Piec w temperaturze 180 stopni przez 20 minut - do momentu gdy wierzch babeczek będzie sprężysty i zarumieniony.



sobota, 3 kwietnia 2010

Pomidor. Mozarella. Avokado

Więc będzie trochę po włosku...bo do włoskiego mam sentyment.. Szczerze mówiąc nie wiem skąd on się wziął bo we Włoszech nigdy nie byłam a kocham wszystko co z krajem tym związane - od włoskiej kuchni począwszy - przez włoskie wina, włoski klimat, na włoskiej muzyce kończąc...Gdy tylko nadaża się ku temu okazja, gdy za oknem ciepły wieczór ciagnie się leniwie, włączam płytę z nieprzemijającym "Ti Amo" i zaczynam krzątać się po kuchni z kieliszkiem wina w ręce. Włochy kocham za prostotę więc i dziś będzie prosto, w rytm muzyki i na temat...Świeże pomidory z mozarellą, plastrami avokado z dodatkiem oliwy i świeżej bazylii - w sam raz do wina i do wieczoru we dwoje...





Składniki:

3 pomidory,
1 avokado ( dojrzałe),
125 g mozarelli,
oliwa z oliwek,
bazylia,
sól morska, pieprz.

Plastry pomidora układać naprzemiennie z plastrami mozarelli i avokado. Tak przygotowaną sałatkę skropić oliwą z oliwek, opruszyć pieprzem, solą i posypać świeżą bazylią. Podawać z ciabatą opieczoną na rumiany kolor i lampką wina - najlepiej włoskiego ;)

Buon appetito!




wtorek, 23 marca 2010

Pożegnanie zimy

Wiosna coraz to śmielej zagląda przez okna mojej kuchni, rozpieszcza ciepłymi promykami słońca i kusi zielonościami. Trzeba więc odstawić grube kurki, szaliki i rękawiczki. I przede wszystkim trzeba schować na dno szuflady zimowe przepisy, a wprowadzić na stół lekkie sałaty, czerwone pomidorki i pachnącą bazylię. O tak! Wiosna to niewątpliwie moja ulubiona pora roku. Niemniej jednak z żalem żegnam zimowe wieczory spędzone pod kocem z kubkiem rozgrzewającej zupki w ręku...Dlatego też dziś postanowiłam raz jeszcze rozpieścić podniebienie dymiącym przysmakiem i w ten to oto sposób zakończyć sezon zimowy:) Kochani, byle do wiosny!!!






Zupa z łuskanym groszkiem:

1 szklanka łuskanego groszku,
1 cebula,
1 puszka pomidorów (bez skórki),
1 l bulionu warzywnego,
pęczek świerzej pietruszki,
gęsta śmietana (do dekoracji),
sól, pieprz, papryka w proszku ( wg uznania).

Cebulę zrumienić na oliwie, następnie dodać pomidory w puszce oraz groszek. Wszystko podsmażać przez krótką chwilę na małym ogniu i następnie zalać całość bulionem warzywnym. Gotować przez 25 minut na małym ogniu, a pod koniec dodać posiekaną pietruszkę, doprawić solą, pieprzem i papryką w proszku. Podawać w małych miseczkach lub kubku z kleksem gęstej śmietany i listkiem świerzej pietruszki.



poniedziałek, 8 marca 2010

Pierogi ruskie

Pierogi ruskie według przepisu moje mamy sa pyszne, jedyne i niepowtarzalne. Wczoraj pokusiłam sie jednak o wypróbowanie jej przepisu i pierożki jak szybko pojawiły sie na talerzach domowników tak szybko zniknęły:) Moim zdaniem najlepsze są odsmażane na patelni z masełkiem i zrumienioną cebulką. Mniam!



Składniki:

Ciasto

2,5 szklanki mąki pszennej,
1 szklanka gorącej wody,
1 łyżka oleju roślinnego,
szczypta soli.

Farsz

400 g ziemniaków,
250 g półtłustego twarogu,
1 średnia cebula,
sól, pieprz.

Do miski wsypać mąkę, sól, dodać łyżkę oleju. Następnie jedną ręką powoli wlewać wodę, a drugą mieszać ciasto, żeby składniki dokładnie się połączyły. Zagniecione ciasto uformować w kulkę i zostawić na chwilę w ciepłym miejscu.

Ziemniaki ugotować w osolonej wodzie, pozostawić do wystygnięcia a następnie przepuścić przez praskę do ziemniaków wraz z twarogiem. Do powstałego farszu dodać zrumienioną na masełku cebulkę i całość doprawić do smaku solą i pieprzem.

Zagniecone ciasto rozwałkować, wyciąć krążki, nałożyć farsz i dokładnie sklejone pierożki wrzucać kolejno na osolony wrzątek. Gotować aż do ich wypłynięcia na powierzchnię garczka.

Najrudniejszy pierwszy krok...

8 marca...dzień kobiet...Myślę że to dobra okazja aby zrobić coś dla siebie, coś co przyniesie mi radość, pozwoli na oderwanie się od obowiązków dnia codziennego a jednocześnie będzie wyrazem tego co mnie interesuje i w czym się spełniam. Tak więc blog kulinarny...bo kuchnia jest dla mnie jak wielka wyprawa, która odkrywa przede mną co raz to nowe smaki i pozwala realizować co raz to nowe pomysły. W podróży tej dzielnie towarzyszy mi mój mąż, który jest wiernym fanem moich potrwa i wypieków oraz zobowiązał sie czuwać nad oprawą graficzną owego bloga, oraz moja mama, ktora zaczszepiła we mnie kulinarnego bakcyla i wiernie mnie wspiera gdy coś w mojej kuchni idzie nie tak:) Jej więc dedykuję pierwszy przepis, który postanowiłam tu opublikować - a więc Ruskie Pierogi - bo to potrawa mojego dzieciństwa i wspomnienie domu rodzinnego...Dziekuję mamuś:)